p.n.e./n.e.
Euforia zmartwychwstania
w posiadaniu na absolutną wyłączność
Z kusicielem za plecami
i trzema groszami w kieszeni
Astmatycy
Komiwojażery
Kaznodzieje
Cała litania spojrzeń
Dzieło życia
z gażą
w wysokości
wieczności brutto
Tkanka
Przychodzisz mi z łatwością
w lekko niedopiętej jesiennej kurtce
Twój głos mam za poranną kawę
za popołudniową drzemkę
za wieczornego papierosa
Odchodzisz mi z nienasyceniem
poupychanym w kieszeniach,
we wszystkich możliwych szufladach,
we wszystkich tkankach,
a jesteś jedną z tkanek
Milczenie na każdą stronę po równo
Umarł mi dziś kot
i odszedł bez słowa,
ale uzgodniliśmy, że wszystko
zostanie między nami
Pochowałem go za domem
z należytym szacunkiem
Nie udawał twardziela
W czarnym garniturze
i ze szpadlem w ręku
wyszedłem z domu
z miękkimi nogami,
potykając się co krok
Leżąc obok cierpliwie,
przyglądał się mojej pracy
spokojnej
Ułożyłem go w grobie
rozedrganymi dłońmi
Z rozbieganym wzrokiem
położyłem obok martwe ciało
własne
Ponieważ umarłem dziś mojemu kotu,
ale uzgodniliśmy, że wszystko
zostanie między nami,
nie miałem śmiałości
poprosić go o
ostatnie namaszczenie
Raj Daleko
Zegar wybija godzinę
Przeczekane najgorsze upały
W cieniu zapominane problemy
Na głowach słomiane kapelusze
pióropusze z gęsich piór
Zaklinacze pogody wysnuwają wnioski
Zapadnięte wulkany wypluwają magmę
I gdzieś niedaleko wiosek smutnych
Zapala się światło
A głosy cichną
Cisza
Zapada zmrok i wszyscy
bez wyjątku
Zasypiają
A zegary wybijają godzinę
I najprawdopodobniej to się nigdy nie zdarzyło
I najprawdopodobniej to się nigdy nie zdarzy
A zegary wybijają godzinę
A prostacy zaczynają lamentować,
patrząc na wszystko
A nie ma niczego
I ponoć starcy zapadają się pod ziemię,
a ich wnuczęta uciekają jak najdalej
to tylko Przepaść
Pośrodku dziecięcych oczu
Zaraz za rogiem w ulicznym zaułku
Zabłocone buty rzucone gdzieś w korytarzu
W mgnieniu oka zapadłe oczodoły
Przez wszystkie grzechy świata
Przez całonocne rozmowy
Przez karkołomne kręcenie nosem
Oby wszyscy zostali nad brzegiem
Późno
Za późno
Omamieni utraconym błogostanem
Zapędzeni w ślepą uliczkę
Zamarznięte na kość stopy
Na stopach przemoknięte skarpety
pomarszczona skóra
Widok z okna w wymownym milczeniu
Kiedykolwiek wyrzucone śmieci
Rozbite szkła pośrodku korytarza
Nad rzeką setka odlatujących uśmiechów
do ciepłych krajów
To tylko przepaść
Pośrodku wypalonych
z dziecinną łatwością
krajobrazów
kontynentów
konstelacji
Otchłań (ale nie niczyja)
Wszystkie serca pękają jednakowo,
gdy je nakłuć cieniutką igłą
w sam środek
awangardowej
i zapomnianej
ciszy na dnie morza.
fot. studio fotografii cyfrowej Sierakowscy
Michał Kaźmierczak
Urodzony w 1992 roku. Studiuje dziennikarstwo na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kręgu jego zainteresowań pisarskich leżą sztuki, poezja, opowiadania. Na co dzień zajmuje się animacją kultury i dziennikarstwem. Pochodzi spod Gostynina, a obecnie mieszka w Olsztynie.
Tags: Michał Kaźmierczak, poezja
„Otchłań…” to całkiem niezły wiersz o … Titanicu (chyba). 😉 Skąd taka myśl? Stwierdzenie, że „Wszystkie serca pękają jednakowo” (chociaż się z tym nie zgadzam) sugeruje, że chodzi o identyczną śmierć dużej grupy ludzi. Serca „nakłute cieniutką igłą” pękają gwałtownie niczym balony, a więc śmierć jest szybka jak w zamachu lub wypadku. Owa igła trafia w sam środek „awangardowej i zapomnianej ciszy na dnie morza”. Tu mowa o morskiej toni i niepamięci dającej spokój. Czyżby chodziło o ukojenie po dawnej katastrofie w odmętach oceanu? Największym tego typu zdarzeniem było zatonięcie Titanic – „awangardowego” liniowca wyprzedzającego swą epokę pod każdym względem. Tytułowa otchłań „nie jest niczyja”, a więc mamy potwierdzenie, że do kogoś ona należy – do osób, które utonęły razem ze statkiem, a dziś, zapomniane, spoczywają w „ciszy na dnie morza”. Może to przypadek, ale jutro w nocy mamy kolejną rocznicę zatonięcia Titanica. 😉 Ma ktoś inny pomysł jak rozumieć ten i inne wiersze ? 😉