lśnienie
wystygła kawa. gwiazdy toną
w kwarcowym lustrze, wyciętym z czerni
jak otwarte okno. świerszcze brzęczą, wyczekując
drgnięć pod taflą.
możemy niemal zetknąć dłonie; w pustce pomiędzy
rodzą się myśli, przepływają tysiące węzłów
i giną w okach sieci.
potem klik i horyzont maleje do punktu
na mapie bez współrzędnych. jak duch
rozpływasz się w obwodach.
w mroku majaczy tylko
szklany poblask spod półprzymkniętych powiek.
Róża pustyni
usypana z piasku
w ostre i nieregularne wzory
dotknij
płatki miękną
nasiąkając krwią
szklenie
mimochodem
wszedłem jak w kontur
porannego chłodu
rzeźbionego w błękicie
stygnąc do nagiej tafli
język śni własne
bezcielesne słowa
skrapla na wargach
jestem
oczekiwaniem
aż rozpuszczona tasiemka widnokręgu
zatoczy łuk
do siebie
do ciebie –
wciąż pochylonej nad zboczem barków
koroną liści
obejmującej skronie
szeptem
pulsem spod ściółki stóp
w tym szkleniu najbardziej jesteś
spokojem
że poza sobą niczego nie potrzebuję
Czarownica
kiedyś wypuszczę na wolność
wszystkie burze zebrane pod płaszczem
pierzchnę przed nimi za każdą rzekę
zamieszkam w niewielkiej chacie
pośród leśnych ostępów
stanę się czarownicą
każde rozszeptane imię
uwiężę w bezwładnym ciałku
lalki
posadzę równiutkim rzędem
ponabijam igłami
a w takiej ilości
że sama się w kłębek przemienię
i już nie będzie miejsca
które by pamiętało
wieczorami na dzikiej polanie
będę śpiewać potępieńcze pieśni
i radować się brzmieniem echa
spadającego na pulsujące skronie
jak zimne krople deszczu
obrysowujące wątłą sylwetkę
na tle łuny dogasających ognisk
zaś nocą
ćmy zbierać z pajęczyn
przeżuwać pustymi dziąsłami
lecz jeszcze dzisiaj
zasieję wiatr
i parząc palce wśród ostów
zbiorę zapasy na długą zimę
Płaszcz
Pewnego dnia stwierdziłem, że znów jest mi zimno.
Wypożyczyłem więc płaszcz i wsunąłem się ostrożnie.
Poczułem, jak mrowienie przenika skórę, dociera
do płuc, rozwiera usta, zmusza do zaczerpnięcia
i zwrócenia oddechu.
*
Zadomowiłem się w nim. Dopasowałem kroje,
by nic nie uwierało, szorstkie swetry starły się
o wnętrze. Nosiłem go niczym skórę. Topił śnieg
na barkach, dźwigaliśmy chmury, wiatr
szarpał, a ja kurczowo ściskałem poły.
Niemal zapomniałem o zwrocie, a przecież
zbliżały się ciepłe dni.
Poczułem się jak złodziej albo
zabójca płaszczy. Rzekłem więc zawstydzony:
– Płaszczu, zrobię to tak,
że nic nie zauważysz:
proszę, oto wieszak
– a on stał w lustrze
i nawet nie drgnął.
Filiżanki
mały kwadratowy stolik
obrus w szachownicę
dwie filiżanki z porcelany
ty mnie ja tobie
wrzucam kostki cukru
proszę dziękuję stuk stuk zabawne
ust nawet nie maczamy
mdły napój się przelewa
więc suną spodki wlewowprawowlewo
staramy się nadążyć by zasłonić plamy
resztę zakryję rękawem ty wygładzisz obrus
z pewnością zgramy się jak zwykle
bez jednego słowa
stuk stuk łyżeczka
ja też poproszę
zabielę mlekiem
po czym zamieszam
gdy myślisz że to wróżby i jakaż sztuka czytać wzory
twoja serwetka
i poproszę dialog
czy jeszcze cukru?
Stukdzyń o podłogę
wstajeny obrót
wypij flaszkę perfum
ja złożę origami
obrót siadany
stukstukstuk
stuk
stukstukstuk
– ts
podążam wzrokiem za srebrną nitką
a tam wykwita wilgotny pączek
choć może jest to główka szpilki
można by wyjąć i zajrzeć na dno ale
dziękuję
czas na–m–nie dokończyć kawy
pieśń sorgo
żar ostrzy piasek. czerwień
odcina błękit. sylwetki kobiet
stapiają się z linią horyzontu.
odgłos żaren.
suchy wiatr tnie kłosy sorgo. leniwy gwizd
wygładza taflę wody, szlifuje skórę
coraz cieńszą.
*
chłodne strugi zmywają ślady. bębnią krople
na wrzącej blasze. zapach wilgoci
i rdzy.
czerń jak bawełna
otula ciało. pod stopami
kruszywo ze startych gwiazd.
ERROR
ogłaszam stan wyjątkowy
otóż
w centralnym punkcie nieba
wyświetlił się gigantyczny napis
BŁĄD RZECZYWISTOŚCI
BŁĄD RZECZYWISTOŚCI
proszę wychodzić jak najszybciej
wąskim przejściem
pomiędzy planem a sceną
tam jest przygotowana mała czarna skrzynka
na takie wypadki które jak wiemy się zdarzają
na takie wypadki które jak wiemy się zdarzają
na takie wypadki które jak wie
powtarzam
uprasza się o natychmiastowe usunięcie podmiotu lirycznego
uprasza się o natychmiastowe usunięcie
echa
fot. z archiwum autora
Szymon Florczyk: W pisaniu wciąż jestem nowicjuszem, szukającym własnego stylu, a najpewniej uciekającym od niego. Próbuję sił w muzyce i rysunku, co wpływa na formę wierszy, dla mnie równie istotną, co treść; ta często bywa dla podmiotów introspekcją. Mieszkam w Krakowie, w sieci związany poprzez recenzenckie hobby głównie z portalem Herbatka u Heleny, a po więcej zapraszam do wierszy, które wiedzą lepiej.