Znak równości
Jestem jak drzewo
tracące liście jesienią
zahartowany
wspomnieniem upalnego lata
kapryśnej wiosny
Moc ostrza siekiery
twoich argumentów
wydaje w moim sercu dźwięk
pusty
Nie zwiedzie mnie człowiek
z ust wylewający
stek prawd
Może gdyby potrafił
po ludzku postawić znak
równości
miedzy zdradzieckim pocałunkiem
– przewidziany przez Starszego
od czasu a trzykrotnym; ,,Nie znam tego
człowieka”*
Nie po drodze ci wybaczyć
od dwóch tysiącleci
Nie zapytam czy ufasz
*Mt 26,17.
Serca Powązek
przyplątała się Chimera
jak do Anny Achmatowej
ohyda – szyję otula szalem
bywa że ze złości brakuje tchu
coraz to śmielej i szerzej
otwierają bluzgające paszcze
błądzący swojscy okupanci
nogi niosą od punktu do punktu
rozmyślam pomiędzy krewnymi
w pierwszej kwaterze – poległy
w pamiętnym ciepłym wrześniu
w drugiej tylko tabliczka
przytwierdzona do brzeziny
ciało zaginęło na mokotowskiej
nogi niosą rozedrgane emocje
– trzysta metrów od grobu do grobu
przemierzam krótki odcinek
wśród tragicznie skróconych losów
tu mieszka rzeczpospolita poległych
mogących pobudzić zew krwi
tu żywo biją – umarłe serca
potrafią bić żywiej niż serca
żerującym na trumnach
– tfu rodakom
Obraz
czasem gesty
więcej znaczą
od słów
prawa ręka
zamaszyście wyrzucona
do przodu
wykrzywione usta
gloryfikujące ohydę
tona stali
w oczach
szczęście że dzisiejszemu starcowi
pod koniec lat czterdziestych
odebrano broń
mógłby popaść w kłopoty
u schyłku dni
Wartości
ubezwłasnowolnieni
nie umarli jeszcze
– nie krzyczą
poślinione palce
nieprzywykłe do liczenia
pieszczą papierowe srebrniki
nie mam złudzeń
przekupieni nie chcą znać prawdy
butla z tlenem
to za mało
aby żyć
wkrótce pod wiekiem
zaiskrzy paląca potrzeba
oświecenia wnętrza
nie mam złudzeń
czasami z ciemności
wyłoni się wrzeszczący
częściej spod czaszki
załomocze cicha pustka
nie mam złudzeń
coraz więcej zombi
coraz mniej ducha
Boleść
pytam tu i teraz
siebie samego i kogoś
kto jest albo nie jest we mnie
obok lub gdziekolwiek
nie wiem?
pytanie dwoi się rozstraja
przepoczwarza i rozwarstwia na
świadome pokłady i sięga snów
nieujarzmionych rozumem
dlaczego?
w przypływie twojej choroby
umiem wydobyć szloch jedynie
dziecinnej bezradności
najdosadniejszy wyraz
nie wydoroślałem?
łzy własnej bezbarwnej żywej
wcale się nie wstydzę
Rozważanie nad naturą palca
popełniłem internetowe seppuku
jeden gwałtowny ruch
kiedy kursor wędrował
w niebezpiecznej strefie
– kliknięcie i
koniec
tożsamość zniknęła
bez ceremonii pogrzebu
bez złożenia ciała
uczucia myśli fotografie
notatki wiersze
– pozostają w pamięci
innych
„miałeś chamie złoty róg…”
dudni w głowie
wentylator chłodzi nagrzane powietrze
słyszę szum
czuję powiew
widzę błyski za szybą okienną
– rozrywają scenerię
nieszczęście
na ekranie rubryki tabele do wypełnienia
– żądanie graficznego
dna
ktoś coś – podaje dłoń (szansa?)
na nowe życie
na nową twarz
wystarczy kliknąć by
pojawiła się tabula rasa
uważnie pokrywam
białą chustą wzroku
– palec
„mój ci jest” czy boży?
Sekret lotu motyli
tajemny uśmiech beztrosko tańczy
na twarzy
modrym rankiem widzę skowronka
na niebie
przypuszczam że mistrz wiedział
że motyl nie sfrunie z ust
nawet gdy chwila
wymagała będzie
powagi
kochanek mężczyzna artysta
nie mógł nie doznać
– miłowania
ona była szczęśliwa
ona była spełniona
ona przyzwoliła
aby zamknąć uczucia
w ramy obrazu
a na ustach sekret motyli
wywleczony z podbrzusza
Mony Lizy
a na twarzy taniec motyli
zaczarowany pędzlem
pana z Vinci
a dla nas pytania
pytania
o lot motyli
motyli
fot. z archiwum autora
Jarosław Wit Dłużniak: urodził się w Czeladzi – mieście w Zagłębiu Dąbrowskim. W szkole średniej związany był z będzińskim kabaretem ,,Agrafka”. Własne poetyckie próby objawił w fb grupie ,,Pisz i czytaj wiersze”, redagowanej przez dr. Ryszarda Mierzejewskiego w listopadzie 2013 r. Zachęcony przez pieszyckiego poetę oraz przez Zosię Szydzik i Elżbietę Studemann – chwycił bakcyla. Na dzień dzisiejszy wydal dwa tomiki poetyckie – ,,Studnia” i ,,Wiry”. Przyjaźni się z dolnośląskim historykiem – dr. Rafałem Brzezińskim; wielkim propagatorem poezji. Razem z Rafałem i lubelską poetką Ewą Pilipczuk prowadzi ,,Ogród poetów”- prężną grupę poetycką na fb. Sprawia wrażenie człowieka, który potrafi wychodzić do ludzi, lecz nigdy nie do końca. Ceni własne wnętrze, dba o nie. Twierdzi, że tylko ono, nieskażone jest źródłem prawdy, poezji. Ceni sobie bardzo poglądy prof. Leszka Żulińskiego na poezję. Z poetów szanuje wielu, lecz najbardziej /w kolejności/ – Tadeusza Rożewicza, Ewę Lipską i Stanisława Grochowiaka. Ze znanych sobie, podziwia liryki Tadeusza Knyziaka /Coby Coobusa/. Sam jest daleki od pisania lirycznych wierszy, choć i to się przydarza. Uważa, że nadal poszukuje najwłaściwszej drogi dla wyrażenie siebie samego.
Tags: Jarosław Wit Dłużniak, poezja, wiersze