OBAWA PISANIA
Przeczucie moje
w deszczu
moknie.
Poszarpane
firanki
w dziurawej
przestrzeni
zawisły
niczym kotara.
Chowam się,
walcząc
ze słowami
przetrwania.
PSTRYCZEK W NOS
Niedokończona pokusa
z źdźbła trawy,
księżyc żelazny
świeci do snu.
Niezastąpiony mistrz
światła i prawdy.
Natchniony duch.
Przewodnik zahuczał
za oknem.
W liściach przydrożnych
złota jesień
buja się na wietrze.
Echo liści
szumi
…szeleści
i pieści
…ziemię.
KAPITAN
Przez rzęsistość
oczu moich
białe żagle
mkną.
Na statku
z ołowiu
stary kapitan.
Ocean na balkonie,
w pokoju
za ciasna kajuta.
Sztorm
na pokładzie
buja
codziennie.
Od dziś
– do jutra.
FANTAZJA
Tysiące róż
i tylko
jeden kolec
na dłoni mojej.
Tu linia życia,
tam serca,
na palcach
linie papilarne.
Pierwsze zmarszczki
wokół oczu,
więcej myśli w głowie.
Marzenie
na drugiej dłoni,
niczym kaktus.
…a nóż widelec
kiedyś
wyrośnie…
NIE RAZ
Widziałem jak tędy przechodziłaś.
Mknąłem w twoje objęcia
jak wariat…
Nie raz…nie dwa…nie trzy…
Natchniony byłem
myślą niepokorną;
dlaczego tak pragnę… ?
Nie raz…nie dwa…nie trzy…
Rzadko bywam u siebie,
zaglądam czasem
i do drzwi pukam.
Nie raz…nie dwa…nie trzy…
Opowiedz mi coś
bo dzień mnie nuży.
Nie raz…nie dwa…nie trzy…
Nie słuchasz
bo nie chcesz.
Lub taki kaprys masz,
ktoś klaszcze.
Na raz…na dwa…na trzy…
Zwiewna twoja sukienka
zahaczyła o krawędź pióra.
Odchodzisz…?
Muzo moja…
Nie raz…nie dwa…nie trzy…
NIEBIESKA KORONKA
Na drzewie
mądra sowa
zahuczała,
wróbel w szarość
się schował.
Na stole stare papiery,
kawa stygnie
już od tygodnia.
Przemoknięte płaszcze
w przebieralni
życia.
Czasem w nagłym
pośpiechu
zapominamy,
że przyszliśmy
nadzy
i
bez grzechu.
SKRZYDŁA Z KARTONU
Drobne w kieszeni
monety zostały rzucone,
mienią się niczym złoto.
Podtrzymuje kulawy ślepca.
Włóczą się po ulicach.
Razem łatwiej jest błądzić.
Chodzą w za małych kapciach.
W odmrożonych dłoniach
trzymają różaniec,
modlą się
przy śmietnikach.
Razem przemijają.
W opuszczonych domach
tańczą walca,
rytm kostnieje z zimna.
Z muzyką w sercu
stary weteran
jeszcze gra
bogatym
na organkach.
Luksusowy pisk opon
dźwięczy im w uszach
jak rozdarty łachman.
ZEGAR
Wieczność między nami
niekończąca się granica,
droga bycia
w codziennym jestem.
I dalej…zegar tyka,
tańczy strach na wietrze.
Śpiewają myśli
z refrenem w zmowie.
Zima, lato,
śnieg na sośnie
wiosna, jesień,
w berka gramy.
Wszystkie pory roku
jak długi most
prowadzą od świtu do zmroku.
foto z archiwum autora
Victoria Nes: ur. w 1973r , w najstarszym mieście w Polsce.
Z wykształcenia rehabilitantka i pedagog.
Zaczęła pisać gdy miała 12 lat i robi to do dziś, z małymi lub większymi przerwami. Nigdy wcześniej nie czuła potrzeby publikowania swojej twórczości.
W Polsce przeżyła silny sztorm i fale rzuciły ją aż do Francji, gdzie mieszka wraz z rodziną od 9 lat. Piszę wiersze, bajki, prozę. Zaczęła pisać książkę lecz na półmetku przyszła do niej „niemoc twórcza”.