mój dom to ja
to przeludnione miasto
z krwioobiegiem kanałów i ścieków
pełne cuchnących zatorów
codziennego jadu zamiast kawy
słońce z trudem przebija się
przez spaliny i chmury
kwaśny deszcz spłukuje barwy
z każdej istoty i rzeczy
kocham mój dom
to trudna miłość
karły i pycha
upuszczając własne ja na bruk
pod defilujące kamasze
okłamałem siebie
myślą słowem
uczynkiem nie zdążyłem
miałem zbyt sztywny kark
nienawykły do pokłonów bałwanom
złamałem język
by nie odmawiać plugawej modlitwy
Noc nie skażona światłem
nie bracie to nie koszmar
ani zamierzchła historia
znów czarownice na stos
i heretycy łamani kołem
wokół zapach trupów
ziemia użyźniona popiołami ludzi
którzy spłonęli gdy uwolnili słowa
zdziczał sad
zrodził owoce pełne robaków
inkwizycja wciąż ta sama
a sądy kapturowe ciągle na topie
konflikt interesów
jest bóg, jest, ale czegoś zabrakło [M. Świetlicki]
cały stos zakazów
poczynając od palenia do picia
na aborcji nie poprzestając
pod Pałacem Kultury całopalny
na Krakowskim katafalk pogrzebowy
wszędzie pochodnie race zapalniczki
siedząc na beczce z prochem
bawią się lontem duzi chłopcy
sejm nie przyjął ustawy
o zakazie głupoty
Czy moje myśli są bezpieczne?
kto wędruje po słojach zrąbanego drzewa?
[B. Konstrat, kto]
gdy leżąc na zimnym metalowym stole
naznaczony u dużego palca stopy
trzepoczącą kartką z napisem NN
zostaniesz elementem edukacji
skacowana grupa studentów
uwolni twoje trzewia i serce z ciała
zawodzącą pilarką otworzą czaszkę
i rzucą mózg na szalę szaleństwa
kto zaręczy że żaden z nich
nie będzie wodził palcem
po zwojach półkuli
niczym igłą gramofonu
by odtworzyć najskrytsze myśli
ostatnie życzenie skazańca
nie będzie to papieros
ani szklanka wódki
niech dadzą mi kartkę
postawię na niej kropkę
gdy zagrzmi salwa
dopiszę krzykiem
wolność słowa
odprysk księżyca w kałuży
zobaczyłem ją o zmierzchu
urzędowała przy murku Parku Dreszera
choć nie była dziwką ani blacharą
rozpraszała mrok rudymi dredami
i śmiechem o potrójnym echu
migawka z okna autobusu
zapadła w pamięci niczym tatuaż
chochlika z jej gołej szyi
dziś znów skupiła mój wzrok
przykryta świeżo spadłymi liśćmi
niewidzący wzrok i ciche usta
zimny głos spikera kroniki kryminalnej
ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Cięcie liryczne
–Śmierć to wspaniała forma.
–Tylko trochę nieżyciowa. [S. Mrożek, Tango]
ona powoli umierała
a my ruszaliśmy do Pogo
dzieci bez jutra w pierwotnym rytmie
wirujący krąg przepoconych ciał
ryk tysiąca gardzieli
umarła królowa
niech żyje kurwa
i daje wszystkim
lub każdemu z osobna
byle do świtu
byle do śmierci
Zabłąkany anioł
na widok jego oczu
schodzili mu z drogi
pierzchali na boki
drżąc z przerażenia
kastet spływał krwią
ciała ciśnięte do kanału
do dziś wypływają
przy pełni księżyca
na drugie miał Szczepan
nie został męczennikiem
lecz w pijackim amoku
wyfrunął z dziesiątego piętra
fot. a archiwum artysty
Bogusław Olczak: ur. 26.12.1966 r. w Legionowie, od 1969 związany z Warszawą.
Zawodowo zajmuję się szeroko pojętym bezpieczeństwem: specjalista ds. bhp, inspektor ds. ochrony przeciwpożarowej, instruktor udzielania pierwszej pomocy, kierownik ochrony fizycznej.
Debiut książką „ Obrastam dniami” wydawnictwo AGS w 2016 r.
Drugi tomik „mój dom to ja” wydawnictwo Fundacja Duży Format w 2018 r.