Cud nad Wetliną
Wiedziałyśmy, że będzie padać,
chmury już się pojawiały nad Połoniną Wetlińską
a ścieżka ciągnęła się wzdłuż grzbietu i łyso
było teraz się wycofać, chociaż dobrze wiedziałaś,
że będziemy się czołgać między wąsatymi brzegami
ścieżki już nie widać i nawet oddech wsiąkł
w zaduchu bezdechu leżałyśmy pół godziny może dłużej
ćwiczyłaś wiarę w cuda i piorun przeszedł
mimochodem wspomniałaś, że miałyśmy szczęście.
Żebrak
Stoi pod Biedronką z psem na ręku,
ma czerwoną twarz a sierść zwierzęcia lśni z daleka
w popołudniowym słońcu.
Tu go postawili lub sam to wymyślił. Bierze
przechodniów na litość.
Z dziecięcych wózków idących na złom
też wyglądają psie nosy,
kiedy tylnich łap nie stało. Żebrak jeden z drugim,
pochylony nad całym swoim dobytkiem
paru butelek na wymianę i kilku blach na stos.
Oparty o uchwyty dziecięcej kolebki,
kołysze psa do snu pijaną zaśpiewką,
od miejscówki do miejscówki, od śmietnika do śmietnika
od Sasa do lasa i na przedmurza sklepu, gdzie czasem wyciągnie
rękę po cudze.
Napięcie w oczach psa rośnie
a my patrzymy na te czasy.
Przecena
Dociera do mnie ten wieczór, robi się przezroczyście.
Budynek Ratusza Bemowo szkli się i przypomina drapacze chmur.
Kupiony w Lidlu bukiet goździków większość pąków ma jeszcze zamkniętych.
Nareszcie pozałatwiane sprawy. Jutro może się pootwierają, kiedy Ratusz trochę odpuści
pierwszym promieniom i zapali pogaszone okna. Dopłacę końcówkę
18 groszy lekką ręką, choć miarka już dawno się przebrała.
Zachodzę jeszcze do Biedronki po słodką bułkę. Na chodniku trwa imprezka
a nieodłączny pies towarzyszy pijanym.
Nikomu się chyba nie przelewa. Powoli skanuję miasto,
dziś jest taniej, niż zwykle, więc korzystam z okazji.
Nadreality show
Asfalt poszył się warstwą igieł.
Kurtyna zapadała raz po raz, ulewało się niebu.
Samoloty z papieru rozpuściły się już na samym początku.
Machałaś ręką do tej drugiej, schowanej pod wiatą,
sprawdzałaś reakcję w telefonie jest
jeszcze wcześnie i masz ochotę na słońce i na spotkanie.
Spotkacie się po drugiej stronie jak tylko niebo
przestanie przeciekać i szyba znowu pokryje się złotymi emotikonami
twarzą w twarz staniesz wtedy z tą drugą
bez większych przeszkód.
To już było
Pisałam już o Wiśle w esemesach:
Spotkajmy się między mostami
tylko nigdy nie wiem, który to
będzie i jak podać swoje tu i teraz
na rowerze, czy prowadząc przez łachy
złachana tą grą w kotka i myszkę.
Ludzie wyświetlają się na ścieżce, mijają
minuty a ja nie wiem, czy czekać,
czy będziesz mnie szukał pod filarami i czy będziesz dla mnie
filarem pod mostem średnicowym albo Śląsko – Dąbrowskim
na filarach Kierbedzia średnio to widzę
bo Wisłę po praskiej stronie zasłaniają drzewa,
a ty nie po mojej i nie po drodze.
Niezobowiązane
Wyszłyśmy wreszcie ubłagałam Cię.
Wybór padł na rzekę, miałam nadzieję, że przypadkiem
trafiłyśmy na skate park, ale zaraz na lewo barmanka
w ciemnych tatuażach hojnie nalewała.
Ty musisz nauczyć się angielskiego, ja kogoś poznać.
Siedziałyśmy na brzegu z widokiem na barkę,
białe boje jak chińskie lampiony,
choć dla ciebie to tylko boje, twardo
stąpasz po ziemi. Zobowiązanie do obowiązku.
Ty musisz nauczyć się angielskiego, ja kogoś poznać.
To chyba wieczór kawalerski tak się drą,
stag party próbuję, ale nie chcesz mówić, chociaż dobrze,
że nad rzekę, nie wiedziałaś, nie narzekam, że jest
i że trzeba gdzieś mieszkać i wracać na innych warunkach.
Ty musisz nauczyć się angielskiego, ja kogoś poznać.
Agnieszka Tyczyńska – Fot. Jowita Sobczak
Agnieszka Tyczyńska: Jestem absolwentką kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Zawodowo zajmuję się uczeniem ludzi dorosłych mówienia po angielsku. Fascynuje mnie język i jego możliwości. Poezją interesuję się od dawna. W szkole podstawowej uczęszczałam na koło polonistyczne, gdzie w mieszkaniu naszej nauczycielki czytaliśmy polskich autorów. Jako nastolatka polubiłam też poezję Wojtka Bellona, Mirona Białoszewskiego i Stachury. Jako dorosła osoba piszę od kilku miesięcy, a technikę szlifuję na spotkaniach warsztatowych organizowanych przez Stowarzyszenie Salon Literacki.